- Dzień dobry, przyszedłem coś od pana
odkupić i...
- Pana! Odkupić! Dobre sobie! Ja nic nie
sprzedaję, nie kupuję, nic! A teraz wara!
- Rodrigo twierdził inaczej... – zdołał
wydusić zanim drzwi zamknęły się z hukiem tuż przed jego nosem.
I znowu się otworzyły.
- Rodrigo, hę? Powinien uważać, jaki
motłoch tutaj zaprasza. Ja nie prowadzę tu żadnego hotelu żeby każdego po kolei
z ulicy zapraszać. Wejdzie i zamknie drzwi może wreszcie? Przeciąg tylko robi i
ledwo się odezwie – Żyd podreptał z powrotem do ciemnego środka. Owen
posłusznie spełnił jego polecenia i podążył za nim. Ściągnął kaptur. W środku
przecież nie padało.
Niemal natychmiast ogarnął go silny
zapach stęchlizny. Ten przeciąg jednak by się przydał. A oświetlenie jeszcze
bardziej. Jedyne światło dochodziło z otwartych drzwi na końcu korytarza, przez
które właśnie przeszedł starzec.
Wspomnienie o Rodrigu może nie było
najmądrzejszym posunięciem, ale przynajmniej dostał się do środka. Poza tym,
wyglądało na to, że się znają, więc może nie będzie miał o to pretensji. I skąd
mógł wiedzieć, że staruch będzie taki rezolutny?
Był wielce ciekaw, jakie skarby
sprzedaje tajemniczy człowieczek. Jeszcze kilka kroków i....
W przejściu stanął jak wryty. Widok
odjął mu mowę i stał, gapiąc się na pokój.
Nie za bardzo wiedział, czego się
spodziewać, jednak na pewno nie tego. Pokój był raczej mały, odpowiedni dla
tego typu budynków. Na tym kończyły się podobieństwa do ruder.
Pomieszczenie pełne było różnorakich
skarbów. Naprzeciwko wejścia stała meblościanka pełna malutkich szuflad. Mógł
się tylko domyślać, co zawierały, a reszta dawała do myślenia. Przed
meblościanką stał mały ołtarzyk ze złotą Menorą, jakąś księgą i paroma
pojedynczymi świecami. Po swojej prawej miał prawdziwie banalny kufer pełen
złota i innych błyskotek. Nad nim, na kilku półkach błyszczały różnego rozmiaru
puchary i kielichy. Dalej, w kącie, stała komoda, zza przeszklonych drzwiczek
zdradzająca porcelanową zastawę jako zawartość. Następny był zegar wysoki
niemal do sufitu, z wymyślnie wykończonymi wskazówkami i wahadłem wysadzanym
kamieniami szlachetnymi. Na środku, pod ogromnym, rozłożystym żyrandolem
siedział przy stole Żyd, skrobiąc coś w grubej księdze. Na przeciwległym końcu,
trochę psując kompozycję, wisiał duży telewizor naścienny, z puchowymi kanapami
i małym stolikiem na kawę. Całość dopełniały wszechobecne i różnych wzorów oraz
wymiarów dywany i obrazy. Nie było skrawka podłogi bez dywanu i ściany bez
działa sztuki.
Opanował się i siadł na wolnym krześle.
Jak na razie wszystko, czego doświadczył, mocno go zaskoczyło. Przepych bił w
niego niezależnie od tego, gdzie skierował wzrok. Nieważne, jakim ten dziadek
był handlarzem, nie mógł tyle zarobić na
banalnym kramarstwie. Musiał coś ukrywać. Chciał wiedzieć co, ale nie mógł go
po prostu zapytać. Cała sytuacja wydawała się mu bardzo niekomfortowa, więc
postanowił jak najszybciej dobić targu i wrócić do siebie. Nawet ulewny deszcz
wydawał mu się teraz przyjemny.
No comments:
Post a Comment