W lodówce nic konkretnego nie było, a pogoda skutecznie odrzuciła
pomysł wycieczki do sklepu. Zaglądnął do portfela, wciąż leżącego w mokrych
spodniach. Miał jeszcze nieco pieniędzy, dość na drugą z rzędu chińszczyznę.
Zadzwonił więc do restauracji. Po złożeniu zamówienia ustawił niebieskie naboje
w rzędzie przed monitorem i podłączył dwa nowe do komputera. Ten od razu wziął
się do roboty. Owen natomiast siedziałoparty o biurko i wpatrywał sięw sztuki
amunicji, zastanawiając się nad znaczeniem liczb na ekranie.
Spędził tak czas do przybycia chłopaka z restauracji. Odbierając
jedzenie stwierdził, że nie zazdrości mu pracy – w takiej pogodzie jeździć do
różnego statusu części miasta za psie pieniądze. Chociaż przyznał, że to
przynajmniej pewna i bezpieczniejsza niż jego robota. Zjadł pierwszy porządny
posiłek dnia przy stole w kuchni, ciągle myśląć o liczbach pomimo zmęczenia,
które odciągało jego umysł od zadania, zamiast tego sprawiając, że wędrował po
własnych ścieżkach, corza bliższych przyziemnych spraw, aż w końcu całkiem
odpuścił i skupił siętylko na jedzeniu.
Pomogła w tym naprawdę dobra
chin=ńszczyzna. Zdecydowanie kucharz znałsię na swojej robocie. Szkoda tylko,
że tak szybko ją zjadł. Odsunął od siebie puste pudełko i oparł się o stół.
Jego wzrok spoczął na ostatnich kilku ziarenkach ryżu które jakoś zachowały się
podczas zagłądy w postaci jego pałeczek. Przebyły taki kawał świata z jednym
celem, to jest byciem zjedzonym, a jednak nie zostały zjedzone.
Taki kawał świata...
No comments:
Post a Comment