Wznowił
skanowanie dwóch pozostałych pocisków, ściągnął komputerek z przedramienia i
udał się do szafy. Wyciągnął z niej czarny kostium z włókna węglowego, ten
„śmieszny strój”, o którym mówiła Paulina. Zbroja na miarę naszych czasów, odporna
i stylowo czarna. Dobra do operacji pod przykrywką w nocy, gdy nie widać jej z
dwóch metrów. Warunki na nią były idealne. Założył ją i kilkoma ćwiczeniami
rozciągającymi sprawdził, czy dobrze leży. Niestety nie miał do niej hełmu,
który przechodził właśnie modernizację w rękach doktora. Zamiast tego z
szuflady biurka wyjął mały noktowizor i schował go do wewnętrznej kieszeni
razem z komórką. Założył z powrotem komputerek na przedramię. Ze schowka
wyciągnął futerał ze swoim pistoletem. Objerzał go, zastanawiając się, czy się
przyda. Doszedł do wniosku, że tak. Otworzył futerał i obejrzał broń. Byłą
czysta i bez uszkodzeń. Wyciągnął magazynek. Pełny. Z innej szuflady buirka
wygrzebał tłumik i zakręcił go u wylotu lufy. Załadował na powrót broń i włożył
do kabury przy pasie. Kolejne dwa magazynki weszły do małego pojemnika na prawym
przedramieniu. Na wszelki wypadek.
Wypakował wszystko z plecaka i
spod łóżka wrzucił doń linkę z hakiem. Wrzucił też apteczkę z szafy i parę
staromodnych wytrychów z biurka. Znowu schylił się i sięgnął pod łóżko po dwa
granaty dymne i zatknął je za pas.
Czuł się gotowy. Wypił jeszcze
na szybko przedostatni jogurt z lodówki, pogasił światła i wyszedł. Tu
zaczynały się schody - z mieszkania w dół, oczywiście, ale też do pozostałych
nabojów. Przynajmniej nie mieszkał daleko od cmentarza, i tam postanowił się
udać. Na pewno będzie też prościej niż włamać się do willi biznesmena.
Chociaż
z drugiej strony czekała na niego walka z własnymi słabościami.
Mimo
wszystko szedł żwawym krokiem, mijając po drodze parę osób cieszących się
spacerem po oświetlonych ulicach albo idących w sobie tylko znanych celach.
Nikt nie poświęcał mu wiele uwagi, a w miarę oddalania się od bardziej
centralnych części miasta ruch malał.
Wreszcie
dotarł do ciemnej połaci cmentarza. Latarnie uliczne świeciły się wzdłuż całej
drogi, ale światło zdawało się nie przenikać kratowanego ogrodzenia, ukazując
tylko groby najbliższe brzegu.
Znalazł
bramę wejściową. Tam z racji braku zasłaniających grobów oświetlone było kilka
metrów żwirowej ścieżki. Sama brama była jednak zamknięta. Rozejrzał się. W
zasięgu wzroku nie było nikogo. Szybko wdrapał się na ogrodzenie i przeskoczył
na drugą stronę.
No comments:
Post a Comment