Wednesday 17 April 2013

Yet to be named, pt45


She prepared for a dodge out of its way, knowing full well how hard it's going to be. It stopped just out of reach and raised slightly, eyeing her down. She returned the stare, trying to keep record of the rest of them. They hung back, right behind what seemed to be their leader, dominating over her. She tightened her grip on the weapon, deciding on a course of action. She jumped back.
A fracture of a second later a claw cut right through where her face was.
Not to waste the advantage, she jumped back ahead and buried her dagger right in the monster's chest. It shrieked in what had to be pain and pulled away, almost taking the blade with it.
That, however, scared the horse. Spooked, it neighed and ran directly at the undead, missing Shirral by an inch. That took them by surprise - without time to react, they shrieked and clawed hopelessly, thrown onto the ground on impact. The mount got through the group safely and galloped away in the direction of the city.
She didn't waste the opportunity given. She pounced one of  the enemies and plunged her dagger into its skull. It emitted a sound somewhat similar to water hitting a hot pan and stiffened, the flames in its eyes gone. She retrieved the weapon and pulled back a bit. The three remaining healthy undead were back on their... feet, with the fourth keeping behind them, a gaping hole right in the middle of its torso.
And then the wound started to shrink, gradually becoming smaller until it disappeared. It took just a few seconds.
Claws, shrieks and regeneration? How was she supposed to kill them now?

Dziesięć żądeł, pt36


Powoli, w stałym tempie, światło wpadało do środka, oświetlając jeden z licznych prototypów doktora. Kokpit. Śmigła. Kadłub. Silniki. Skrzydła.
Całość prezentowała się tak sobie, jakby doktor zlepił odrzutowiec i helikopter w jedną maszynę. Wiedział też, że w takich przypadkach nie można oceniać książki po okładce. Czekał z oceną, aż zobaczy, co to cacko jest w stanie zrobić. Do helikoptera wsiedli od boku, przez małe przejście jak w samolotach. Kabinę pilota oddzielała solidna, na oko kompozytowa, płyta. Nikita odsunął ją jednym ruchem i usiadł po lewej. Prawe siedzenie było znacznie ciaśniejsze przez zainstalowane w ścianie szafkę i lodówkę.
Szafkę. I. Lodówkę.
Pilot otworzył ją i wyciągnął butelkę wódki i laskę kiełbasy. Wyciągnął obie do Owena.
- Częstujcie się! Co moje, to i twoje! - Zaśmiał się.
Ułamał kawałek kiełbasy, ale podziękował za alkohol. Wolał mieć czystą głowę na czas misji.
- No, jak nie twoje, to moje - odkręcił zakrętkę i pociągnął łyk. Drugi. Trzeci.
Postanowił nie kwestionować jego sposobu działania. Wrzucił mięso do ust. Obejrzał się za siebie. Wzdłuż jednego brzegu kadłuba były zwykłe, małe ławeczki. Mniej więcej w ich połowie leżał czarny jak reszta zbroi hełm. Wyglądał tak, jak wcześniej - jak u właściciela motocykla sportowego. Zmiany i tak musiał przetestować w terenie.
Po drugiej stronie zainstalowano łóżka, a raczej zielone materace uchodzące za łóżka. Ciekawy pomysł. Mogły się przydać.
To było nieistotne pytanie. Na przednim łóżku leżał jego karabin. Podniósł go i obejrzał dokładnie z każdej strony. Znowu, od zewnątrz wydawał się niezmieniony. Wycelował nim w tył helikoptera. Leżał tak samo. Doktor wiedział, co robi.
Maszyna ruszyła do przodu. Stracił równowagę i odzyskał ją, uderzając plecami o tylną klapę helikoptera. stęknął, tracąc dech w piersi.
- Uważajcie, towarzyszu, ruszamy stąd! - Zawołał Nikita.
- Zauważyłem, dzięki - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Usiadł na łóżku, obok położył karabin. - Ile czasu zajmie nam dotarcie do celu?
- Niedługo, zaraz będziemy, tylko chwila!
Jak on miał to zinterpretować?
Wyglądnął przez lusterko. Wyjechali z hangaru na otwarty teren. Pracownicy lotniska przestali zajmować się swoją robotą i przyglądali się startującej maszynie. Co było takiego niezwykłego w helikopterze? No, był zrobiony przez doktora, to fakt, ale oni o tym nie wiedzieli. Chyba.
Silniki sprawnie budziły się ze snu, coraz bardziej i bardziej hałasując. Śmigła ruszyły z miejsca, przyspieszając i zagłuszając silniki. czy to powinno chodzić tak głośno?
Zerknął na drzwi helikoptera. Były otwarte. Nikita musiał o tym zapomnieć. Wstał i szybko je zamknął.
W środku zrobiło się wręcz cicho. Kadłub musiał być dźwiękoszczelny. Z pewnością uprzyjemniało to podróż, ale jaki wpływ miało na użyteczność? Tyle nowych rzeczy do obejrzenia. Wrócił na łóżko i pozycję przy oknie. Odczepili się od ziemi. Lecieli wyżej i wyżej. A ludzie na dole dalej się gapili. Nie chodziło im o otwarte drzwi, więc o co? Ruszyli naprzód. W tempie właściwym helikopterowi. Dotarcie na miejsce zajmie wieki i kilka przystanków! Co doktor sobie myślał? Wysokość kilkuset metrów nad ziemią nie oznacza jeszcze szybkiego transportu.

Monday 15 April 2013

Not dead, just lazy

I'll update double on Wednesday. Busy times what with the finals coming soon.

Wednesday 3 April 2013

Yet to be named, pt44


'Look up!', He yelled, pointing upwards.
Shirral looked up, her face turning pale at the sight.
The robed undead, five in strength, were about to hit them. They were too fast to load Alvaren onto the saddle and flee. All that was left now was a desperate defence. She drew her dagger.
'Uh, do you want my sword?', Alvaren offered.
'Too slow, too heavy', she replied. 'You use it in case they come at you.'
That was all they had time for. The undead landed - or, well, stopped right over the ground - softly, their fiery eyes set at the living. A dagger and her reflexes against lightning fast claws coupled with deafening shrieks. And no combat experience with them, either. Do they even die when hit, like a normal skeleton?
They advanced at her, deathly grins matching with their intentions. She hesitated for a moment, then slowly backed off, closer to Alvaren.
The horse, as if it didn't realise they had company, was minding its own business by a tree next to him, oblivious to the impending danger.

Dziesięć żądęł, pt35

I kto by pomyślał, skończyłem akurat opowiadanie. Teraz tylko wklejać.


Przed nim widać już było lotnisko. Podjeżdżali od strony pasów startowych. Jakiś samolot właśnie podrywał się do lotu. Trochę dalej różnego rodzaju samochody serwisowe uwijały się przy kolejnych oraz koło rzędu hangarów. Terminal, niedawno odnowiony - o czym było głośno w lokalnej prasie - wystawał ponad hangary ze swoimi oszklonymi korytarzami i dachem. Był tam już trochę czasu temu. Wtedy nie wyglądał już jak relikt poprzedniego wieku, ale jeszcze go remontowali. Był w znacznej części zamknięty, ale działający. Na pewno od frontu wyglądał bardziej imponująco niż stąd. Może akurat go sobie obejrzy.
Wjechali do tunelu przecinającego małe wzniesienie na granicy lotniska. Wywoływał ciekawy efekt, ale na pewno taniej byłoby po prostu wyrównać teren. Ale co on tam wiedział o architekturze miasta. No, może trochę, skoro zdawał sobie sprawę z kosztów.
Gdy tylko opuścili tunel, Nikita poderwał się ze swojego półsnu i głośno, dosadnie, z licznymi gestami i powtórzeniami wskazywał kierowcy drogę. Zjechali do małej bramy pilnowanej przez pojedynczego ochroniarza. Pilot przywitał się z nim przez szybę i po krótkiej wymianie zdań minęli bramę i wjechali na teren lotniska. Nikita na pewno był tutaj stałym bywalcem. Pomijając wygląd, był przecież pilotem.
Taksówka zatrzymała się przed małym hangarem. Wysiedli. Nikita zapłacił za transport po chwili narzekania i ociągania się. Nawet gdyby chciał go wyręczyć, Owen nie miał dość pieniędzy. Gdy samochód odjechał od wyjścia, mężczyźni ruszyli do środka. Weszli przez małe drzwi w rogu. Wewnątrz było ciemno. Nikita nacisnął jakiś guzik w panelu na ścianie. Włączyły się mechanizmy odsuwające ogromne drzwi hangaru.