Thursday 27 December 2012

Yet to be named, pt33


What happened here? It was almost pitch black due to the only source of leight being moonlight seeping through firing holes in the front wall, but he could make out two guards sitting by a table and being dead asleep. Or dead. Or not. Their chests moved steadily as they breathed slowly. But where was Shirral?
He moved a step forward, trying to see through the darkness. She should be near the opening mechanism, but he couldn't see that either.
Oh. It was between the guards, a large wheel with pegs around it to allow for a steadfast grip. So she should be....
She was curled up in a ball at their feet. What? He nudged her. Nothing. He shook her. Also nothing. Was she even alive? Yes. She breathed and appeared to be just sleeping. He let out a sigh of relief. It was pre-emptive, given the situation, but still. Why was she asleep in the first place? he shook her again, slightly stronger. Nothing again. He yawned.
What?
How come? He felt rested just moments ago, and running for your life certainly doesn't make you sleepy. Something dark and evil was in play here. He had to get her out and back onto the horse. And hope that he could ride it. Because that was uncertain. He cursed. That just reminded him of his leg once again.

Dziesięć żądeł, pt26


Widok wypełnił się zielenią. Długie, nieregularne szeregi grobów wyglądały jak ruiny jakiegoś kamiennego miasta.
                Puste, ciche, a przede wszystkim straszne.
Zerknął na swój GPS. Cel był dokładnie przed nim, na końcu alejki.
W kapliczce cmentarnej. Aż się zatrząsł ze strachu. Powoli, nieustępliwie ruszył jednak przed siebie, bacznie rozglądając się dookoła.
Nie rozumiał swojego zachowania. Rozum od dawna krzyczał na niego, że nie ma się tu czego bać, że zmarli nie wstaną ze swoich miejsc i rzucą się na niego. Lecz strach pozostał od dziecka i odejść nie chciał.
Kapliczka była wykonana ze stylem, po gotycku. Na starą modę, ale nowoczesnymi materiałami. Witraże były zakratowane, cegłę wyparł beton, a na wieżyczce królował piorunochron. Tylko drzwi zrobione były ze znanego wcześniej drewna - a może były stare? - i dominowały rozmiarem, ornamentami i zamkiem.
W starym, łatwym do otwierania stylu. Poczucie celu odgoniło nieco pobudki wyobraźni. Nie przestał się trząść, ale przynajmniej opanował się na dość, żeby znaleźć wytrychy rozrzucone po plecaku. Wziął się za drzwi, nasłuchując charakterystycznego kliknięcia w absolutnej ciszy. Zamiast tego usłyszał charakterystyczny trzask łamanego wytrycha. Warknął cicho i spróbował ponownie, tym razem ostrożniej. Znowu trzask. Odetchnął głęboko w próbie ukojenia skołatanych nerwów. Trochę to zajęło, ale w końcu poczuł, że panuje nad sobą. Ponownie włożył wytrych, delikatnie grzebiąc w mechanizmie zamka.
Tym razem było kliknięcie. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi na oścież. Uderzyło w niego lekko zatęchłe powietrze. Na środku kapliczki stały dwie trumny przygotowane na ostatnią swoją podróż. Na ścianach zamontowane były półki z urnami na prochy. Całości dopełniał krzyż i niezapalone świece na przeciwległym końcu pomieszczenia. Ot, zwykła cmentarna kapliczka.
Z ukrytym w niej skarbem.

Wednesday 19 December 2012

Yet to be named, pt32


The door was luckily open. At least that was in their favour. On the other hand, he was now alone in a city that was fast asleep and didn't even care about a fire. For a moment, he could swear he heard snoring. It was rather unnerving. He kept looking around and sometimes up, not willing to get ambushed by anyone.
The gate budged with a loud crank. It made him jump in the saddle. He was so on edge. Anything would scare him right now. The anticipation of something was almost as bad as the undead themselves. With the latter, you at least knew what to expect.
Here, it could be anything.
The gate stood wide open. Now for her to get back and ride away from this place. He couldn't wait to get out of here and to a place that was actually safe.
....But why is she not coming out of the guardhouse? Has something happened to her? Shouldn't she scream or make at least some noise? What if the monster dispatched her without any noise? Maybe he should just run for his life and hope he can make it. That's rather sensible, right? Selfish, sure, but sensible nonetheless.
He sighed. Who was he trying to fool? he had to at least try saving her. He got off the horse. Let's hope it doesn't run off into the wilds. Sword drawn, he approached the gatehouse door and climbed the stairwell behind it. Not a pleasant task, given the state of his leg, but he got above the gate, where the mechanism was located.

Dziesięć żądeł, pt25


Wznowił skanowanie dwóch pozostałych pocisków, ściągnął komputerek z przedramienia i udał się do szafy. Wyciągnął z niej czarny kostium z włókna węglowego, ten „śmieszny strój”, o którym mówiła Paulina. Zbroja na miarę naszych czasów, odporna i stylowo czarna. Dobra do operacji pod przykrywką w nocy, gdy nie widać jej z dwóch metrów. Warunki na nią były idealne. Założył ją i kilkoma ćwiczeniami rozciągającymi sprawdził, czy dobrze leży. Niestety nie miał do niej hełmu, który przechodził właśnie modernizację w rękach doktora. Zamiast tego z szuflady biurka wyjął mały noktowizor i schował go do wewnętrznej kieszeni razem z komórką. Założył z powrotem komputerek na przedramię. Ze schowka wyciągnął futerał ze swoim pistoletem. Objerzał go, zastanawiając się, czy się przyda. Doszedł do wniosku, że tak. Otworzył futerał i obejrzał broń. Byłą czysta i bez uszkodzeń. Wyciągnął magazynek. Pełny. Z innej szuflady buirka wygrzebał tłumik i zakręcił go u wylotu lufy. Załadował na powrót broń i włożył do kabury przy pasie. Kolejne dwa magazynki weszły do małego pojemnika na prawym przedramieniu. Na wszelki wypadek.
                Wypakował wszystko z plecaka i spod łóżka wrzucił doń linkę z hakiem. Wrzucił też apteczkę z szafy i parę staromodnych wytrychów z biurka. Znowu schylił się i sięgnął pod łóżko po dwa granaty dymne i zatknął je za pas.
                Czuł się gotowy. Wypił jeszcze na szybko przedostatni jogurt z lodówki, pogasił światła i wyszedł. Tu zaczynały się schody - z mieszkania w dół, oczywiście, ale też do pozostałych nabojów. Przynajmniej nie mieszkał daleko od cmentarza, i tam postanowił się udać. Na pewno będzie też prościej niż włamać się do willi biznesmena.
                Chociaż z drugiej strony czekała na niego walka z własnymi słabościami.
                Mimo wszystko szedł żwawym krokiem, mijając po drodze parę osób cieszących się spacerem po oświetlonych ulicach albo idących w sobie tylko znanych celach. Nikt nie poświęcał mu wiele uwagi, a w miarę oddalania się od bardziej centralnych części miasta ruch malał.
                Wreszcie dotarł do ciemnej połaci cmentarza. Latarnie uliczne świeciły się wzdłuż całej drogi, ale światło zdawało się nie przenikać kratowanego ogrodzenia, ukazując tylko groby najbliższe brzegu.
                Znalazł bramę wejściową. Tam z racji braku zasłaniających grobów oświetlone było kilka metrów żwirowej ścieżki. Sama brama była jednak zamknięta. Rozejrzał się. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Szybko wdrapał się na ogrodzenie i przeskoczył na drugą stronę. 

Wednesday 12 December 2012

Yet to be named, pt31


He didn't know why, but he did. There was no point worrying about it. He focused on looking around instead. Something could be watching.
They made their way to the gate heading north. It was blissfully uneventful. Nothing even moved. The final turn before the gate, however, brought a problem along with its end.
- The gate is closed - Alvaren pointed out.
- Yes, I noticed. Thanks for the keen observation.
- How do you intend to get past it? - He ignored the cheeky reply.
- I don't know. Yet. We have to open it, I suppose.
- But how?
- It can't be that hard if even a guardsman can do it - she answered as she pulled at the reins to stop their mount right in front of the gate.
It looked rather solid. Thick wood reinforced with iron. That thing, coupled with strong walls, could protect this place from a siege for a long time.
Or trap everyone inside and make them face a terrible fate.
He hoped not.
- Well? - Shirral brought back the conversation. - What now?
- I don't know - he looked around. - There should be a mechanism in the gatehouse, I think.
- Seems reasonable - she jumped off the horse. - You wait here. I'll take a look in there - she pointed at a door in the wall. - I'll make it as quick as possible.
And off she went.

Dziesięć żądeł, pt24


Gwałtownie się podniósł, niemal wywracając krzesło. Pobiegł do schowka i zaczął niemal maniakalne poszukiwania, jakby bał się, że pomysł uleci z jego głowy. Wreszcie znalazł mały komputerek z opaską na przedramię. To jedna z rzeczy, które dostał od doktora w celu testó miesiące temu, a które naprawdę dobrze działały. Dawał szybki dostęp do informacjiw terenie i kontakt z resztą świata gdyby potrzebne było wsparcie. Miał wbudowaną prostą przeglądarkę internetową, komunikator i parę innych gadżetów, w tym GPS.
                Założył go i uruchomił, siadając przy komputerze. Trącił myszkę aby wyłączyć wygaszacz ekranu.
                Nie było otwartych plików z cyframi. Zaniepokojony sprawdził folder z wynikami skanowań. Tam był tylko film z pierwszego naboju.
                Na pewno nie miał zwidów. Aż tak głodny nie był. Podłączył ostatkiem kabli nabój numer dwa, zatrzymał skanowanie kolejnych i znó je włączył dla tego.
Tym razem zajęło tylko chwilę – komputer rozpoznał go już jako nośnik danych – ale zawartość było nieco inna. Oprócz dwóch plików z tekstem był tam jeszcze jakiś program. Zaciekawiony przestawił antywirusa – również od doktora – na maksymalną możliwą ochronę i uruchomił nowy plik.
                Wyskoczyło okienko z napisem „Namierzanie”, które po krótkiej chwili zniknęło. Zamiast tego w folderze pojawiły się dwa nowe pliki tekstowe. Otworzył te i dwa poprzednie. Nowe wyniki był diametralnie różne. To namierzanie potwierdziło jego przypuszczenia. Uruchomił GPS i wprowadził doń dwa znaczniki o współrzędnych z plikó na komputerze. Urządzenie szybko przetrawiło dane i pokazało obraz satelitarny miasta, a na nim dwa czerwone punkty. To był współrzędne geograficzne,a cokolwiek one wskazują, jest niedaleko. Wspaniałe wieści. Nacisnął palcem jeden z punktów natychmiast wyskoczyły informacje o miejscu.
                Cmentarz. Świetne miejsce na schowanie czegoś przed nim. Panicznie bał się duchów. Śmieszne, ale niestety prawdziwe. Otworzył informacje o drugim celu.
                Willa jakiegoś biznesmena. Jakiś kolekcjoner zagarnął nabój. A że bogacz, po dobroci go nie odda.
                I tym samym poszukiwania stały się trudniejsze. Wyjrzał na zewnątrz. Było już ciemno, tylko kawałek nieba był oświetlony przez odchodzące słońce niezasłonięte przez chmury. Ale przynajmniej przestało padać.

Thursday 6 December 2012

Yet to be named, pt30


They rode past the inn's courtyard. It seemed strangely silent. And dark. No light was coming from the big hall.
Something dreadful was happening. He started to suspect what the reason for such fear was. He didn't want to know, but what can you do?
They drove out onto the street coming from the gate and turned right, deeper into the city.
It was dark here, too. And silent. They rode past seemingly abandoned buildings illuminated only by moonlight. At least the moon was almost full. The town really shouldn't be like this though. The inn was far from closing and all the lanterns should burn into the early hours.
And yet they didn't. The pair entered a square in  front of the temple. The towers looked even more imposing from up close. An impressive work of architecture, that.
A work that look all but deserted. There definitely should have been a light above the main door. There was none.
- I can see that it's bad - Alvaren remarked. - But how bad is it?
- So bad you don't even want to know - Shirral replied. - Can you see a fire near the inn?
He looked behind. Indeed, there was a bright fire bellowing and spreading at its steady and unstoppable pace.
And nobody seemed to notice. An alarm should have been ringing for a good couple of minutes.
This bad.

Dziesięć żądeł, pt23


W lodówce nic konkretnego nie było, a pogoda skutecznie odrzuciła pomysł wycieczki do sklepu. Zaglądnął do portfela, wciąż leżącego w mokrych spodniach. Miał jeszcze nieco pieniędzy, dość na drugą z rzędu chińszczyznę. Zadzwonił więc do restauracji. Po złożeniu zamówienia ustawił niebieskie naboje w rzędzie przed monitorem i podłączył dwa nowe do komputera. Ten od razu wziął się do roboty. Owen natomiast siedziałoparty o biurko i wpatrywał sięw sztuki amunicji, zastanawiając się nad znaczeniem liczb na ekranie.
Spędził tak czas do przybycia chłopaka z restauracji. Odbierając jedzenie stwierdził, że nie zazdrości mu pracy – w takiej pogodzie jeździć do różnego statusu części miasta za psie pieniądze. Chociaż przyznał, że to przynajmniej pewna i bezpieczniejsza niż jego robota. Zjadł pierwszy porządny posiłek dnia przy stole w kuchni, ciągle myśląć o liczbach pomimo zmęczenia, które odciągało jego umysł od zadania, zamiast tego sprawiając, że wędrował po własnych ścieżkach, corza bliższych przyziemnych spraw, aż w końcu całkiem odpuścił i skupił siętylko na jedzeniu.
                Pomogła w tym naprawdę dobra chin=ńszczyzna. Zdecydowanie kucharz znałsię na swojej robocie. Szkoda tylko, że tak szybko ją zjadł. Odsunął od siebie puste pudełko i oparł się o stół. Jego wzrok spoczął na ostatnich kilku ziarenkach ryżu które jakoś zachowały się podczas zagłądy w postaci jego pałeczek. Przebyły taki kawał świata z jednym celem, to jest byciem zjedzonym, a jednak nie zostały zjedzone.
                Taki kawał świata...