Wednesday 31 October 2012

Yet to be named, pt25


'Thanks for the care, but what about you? I'm not the only one without dinner.'
'Don't worry. I ate my share downstairs. Now it's your turn.'
'Alright', he ate a spoonful. It tasted great compared to stale bread and dried meat from his packs. 'Weren't you supposed to go out though?'
'You want me gone already? How about you wait until you are fully recovered?', she put on her teasing smile. He should have seen that coming.
'No, I don't. Why would I, after all? You just said that you would go out. I'm curious to see if you changed your mind.'
'I'm going, don't you worry. I just have to prepare mentally for all those dumb pigs downstairs.'
'Good point. Be careful', he fished out a chunk of meat from the stew.
'I said, don't worry. I'll be fine.'
With that, she left the room. Finally, he could eat his meal in peace.
Until that point, he didn't even realise how hungry he was. The food was gone within moments, the empty bowl landed on the ground, and Alvaren slumped back onto the bed, content with a bellyful of stew. He was kind of sad that he finished so fast. Savouring the taste for at least a brief moment would have been great. Or would it?
It didn't matter to him as he was slowly succumbing to his sleepiness. A bed, a bowl of stew, safety. Even if it was just for a single night, it was all he could ask for, given the state of him and his purse.
His purse.
She still had his purse! Spending his money completely freely, without allowance? He had to have a talk with her once she got back. He yawned. After a little sleep. After a little....







That's the end of chapter 3. Next week, more action and females.

Dziesięć żądeł, pt18


- Tak jak mówiłem, Owen – zatarł ręce. – Króla trzeba szanować.
- Taki szacunek to ja rozumiem – wymamrotał, wyławiając zagubioną monetę ze swojej kieszeni. – To co z tymi informacjami? Miałeś mi coś powiedzieć.
- Tak, tak, pamiętam o tym. Rodrigo nie zapomina o przyjaciołach, a ty Owen, jesteś dla mnie przyjacielem. A więc słyszałem, że stary Żyd, który ma sklepik na skraju bazaru, dostał w swoje ręce jeden niebieski nabój. Chociaż znając go, tak łatwo się z nim nie rozstanie. będziesz potrzebował dobrych argumentów, żeby dostać ten nabój.
- jakoś dam sobie z tym radę, ale jaki sklep? Żadnego takiego nie widziałem, a chodzę
tu często.
- Bo jego sklep to sklep dla wybranych – kramarz rozłożył ręce. – Nie ma żadnych reklam
i znaków, więc mało osób o nim wie. Ale Rodrigo wie o wszystkim na bazarze.
- Żadnych znaków, mówisz? To jak mam poznać, który to sklep?
- Po jednej charakterystycznej rzeczy. Żydzi to bardzo religijni ludzie, a ten to nie wyjątek.
A że chciał otwarcie pokazać swoje żydostwo, kazał zamurować jedno z okien budynku tak, że jest ich teraz siedem, jak ramiona Menory. Sprytne, co?
- Bardzo – Owen zamyślił się. – Wielkie dzięki za te informacje, Rodrigo. Czas, żebym się zbierał. Robi się już późno, pada, a jeszcze mam robotę.
- Dobrze, ufam, że się spieszysz, ale poczekaj. Rodrigo dba o swoich przyjaciół.
Odwrócił się i zaczął grzebać w jednej ze skrzyń. Wyciągnął z niej małą paczuszkę zawiniętą
w biały papier.
- To taka mała zapłata za twoją pomoc. Na pewno ci się przyda, jest coś warta, a ja nie mogłem znaleźć na to kupca.
Wręczył Owenowi paczuszkę i uścisnął mu rękę.
- Dzięki, Rodrigo – Owen uśmiechnął się. – Wierzę, że masz rację. A teraz idę. W którą stronę do tego Żyda?
- Wyjdź z kramu Rodriga i idź w prawo. Powodzenia, Owen.
Skinął mu jeszcze głową i wyszedł. Deszcz dalej mocno padał, a na ziemi kałuże były już duże na kilka metrów. Wszystkie stoiska stały opustoszałe po tym, jak wynieśli się handlarze, zostawiając tylko kram Rodriga.

Wednesday 24 October 2012

Yet to be named, pt24


'Wonderful', he muttered, sat down heavily on the nearest bed and sighed. 'How long?'
'How long what?', Shirral dropped the saddlebags on the floor. They landed with a thud.
'How long will it take the undead to get here?'
'Not very long, I'm afraid. I hope they won't show up tonight. This time, escaping will be harder. anyway, we still have some sunlight left. I'll go out and try to get a healing salve for you. Don't open the door for anyone.'
He nodded, bidding her goodbye. Without further consideration, he carefully laid himself on the bed. His leg pulsed regularly with pain. All that from a single, not that powerful blow. Just to think what would happen if it was stronger made him feel uneasy. Luckily, he had a potion. And her.
A completely unbelievable story. And a little funny, if you looked at it from the right, that is, an unaffected spectator's, angle. Then again, there were no such spectators to speak of. And that woman, sucking life out of a person? A sudden chill went down his spine. He only saw her for a moment, but the image of her face has embedded itself deep into his mind. All things considered, she was rather....
His musings were interrupted by Shirral coming in with a bowl of steaming stew.
'You should have something warm to eat,' she said, offering him the food. 'The innkeeper isn't as dumbfounded as the drinking rabble, so I got this without trouble. I bet you hadn't had a proper meal in days.'
He sat up on the bed. She was right. Ever since he left home, he hasn't eaten anything other than travelling rations.

Dziesięć żądeł, pt17


Przyniosło to porządne dochody. Prawie każdy klient odchodził z torebką z nabojem
i uśmiechem na twarzy. Obsłużył nawet jakiegoś dziadka, który szukał prezentu dla wnuczka. Tak
to go rozczuliło, że wyciągnął spod lady specjalnie wygrawerowany pocisk z dużą i bardzo wydetalowaną sarną na łące. Przynajmniej młody będzie miał trochę radości w życiu.
No i zadowolony dziadek dał małą premię.
A kolejka wcale nie chciała się zmniejszać. Na miejsce każdego obsłużonego klienta przychodził nowy. I tak mijały godziny, aż wreszcie zaczął padać deszcz.
O ile lekki chłód zdawał się wręcz stymulować tłum, zimna woda szybko go przerzedziła. Krople dudniły o brezentowy dach, kałuże zbierały się w ugniecionych dołkach, nie mogąc odpłynąć do żadnej studzienki. Ludzie uciekali pod dachy albo rozkładali parasole i kontynuowali swoje wędrówki przyspieszonym krokiem.
Owen żałował, że nie wziął swojego.
Przynajmniej wszyscy sobie wreszcie poszli. Odetchnął głęboko, lekko męczony pracą. Robił to może parę godzin, a już był zmęczony. Zastanawiał się, skąd Rodrigo miał siły i chęci robić
to co dzień i przez cały czas. Może przyzwyczajenie, inny charakter? Albo nie podobało mu się to, ale coś w życiu trzeba robić. Tak czy owak, wychodził na tym dobrze. Jego kieszeń była wypchana i ciężka od pieniędzy, a całkiem sporo było w niej banknotów.
Rodrigo, dalej z tym samym lekkim uśmiechem, popatrzył na niego i skinął głową w kierunku zaplecza. Razem weszli na tył sklepu. Owen wyciągnął całe zarobki i usypał z nich kupkę na środku biurka.
- Twoje towary schodzą jak ciepłe bułeczki – zauważył.

Wednesday 17 October 2012

Yet to be named, pt23


They crossed the courtyard and entered the inn proper.
Riding down the street definitely attracted attention.
But compared to this, it felt like nobody cared about their arrival in the city. People stopped their chats and hung their mugs in midair, watching the pointy-eared travellers walk inside. One even stood up - a rather big fellow, who, despite the early hour, already had quite a few beers in him and, apparently, some race-related issues.
'What're you doin' here? We don' want you here!'
'Yes, yes, now sit down, you're not to decide here', the bartender, also a bulky man with a bushy beard, quelled him. He gave up shouting and sat down, but kept his aggressive stare. The pair hurried through the crowd to the counter as the buzz of a tavern began to return. The innkeeper greeted them with a smile from under his hairy beard.
'Please accept my apologies, that oaf can never hold his tongue. Now, can I be of service to you two?'
'Thank you, and yes, we'd like to rent a room for us. We need nothing fancy, just two beds.'
'Of course. Here's the key', he took the big iron tool from under the counter.' One word of advice though, people are on edge right now. Something foul is in the air, I say.'
'You tell us. Thank you for letting us stay', she grabbed the key and left a few coins behind her. 'Come on, let's go', she ushered Alvaren to get moving.
'It's on the top floor', the barkeep shouted after them.
When they finally reached their destination, Alvaren could finally ask freely.
'When he said something foul, od you think he meant what you meant?'
'Honestly?'
'Yes?'
'No', she answered and pushed the door open.' Well, enjoy your stay, we're leaving this place as soon as dawn breaks.'

Dziesięć żądeł, pt16


- Sprzedanie go jest dla mnie bardzo trudne, na pewno jest cennym obiektem kolekcjonerskim i zszedłby w jakimś domu aukcyjnym za gruby pieniądz. No, ale jesteś dla mnie przyjacielem, więc dla ciebie zrobię wyjątek. Trzy tysiące.
Szokująco wysoka cena. Dziesięć razy większa od poprzedniej.
- To trochę dużo nawet jak na takie cudo, nie uważasz? Tysiąc.
- Może i dużo, ale wyrobiłem sobie sentyment do tego cacka. Dwa.
- Półtora i tak wyleczy twój ból, - i opróżni niemal do cna mój portfel, pomyślał – a i tak dużo na tym zyskasz. Zgoda?
- No, zgoda. Choć i tak ciężko mi jest się z tym rozstać.
Wyciągnął rękę na znak zgody. Owen ją uścisnął, wyłowił portfel i wyciągnął uzgodnioną sumę. Handlarz otworzył pudełeczko leżące na biurku. W nim był niebieski nabój w specjalnie dopasowanej otoczce z pianki ochronnej. Wymienili się, towar za pieniądze. Rodrigo szybko
je przeliczył, a Owen schował nowy nabytek do kieszeni i udał się do wyjścia. Na progu jeszcze odwrócił się i zapytał:
- Rodrigo, na pewno zbijasz na tym kupę forsy, dlaczego tkwisz na bazarze zamiast przenieść się do normalnego sklepu?
Zapytany schował pieniądze do tylnej kieszeni spodni i zacierając ręce podszedł do Owena.
- Bo widzisz, tutaj Rodrigo to król bazaru, a w jakimś sklepiku Rodrigo byłby tylko sklepikarzem. A króla, mój drogi, trzeba szanować.
Pokiwał głową na znak zrozumienia – choć nie był pewien, czy naprawdę to zrozumiał –
i wyszedł.
A potem zatrzymał się kilka kroków przed straganem.
Króla trzeba szanować, a król również dużo wie.

Wrócił na zaplecze, gdzie Rodrigo szperał w jednej ze swoich skrzyń. Ta była pełna zwykłej amunicji karabinowej.
- Hej, Rodrigo, czy wiesz czasem, kto jeszcze może mieć takie niebieskie strzały?
- Już myślałem że nie zapytasz – wyprostował się, magazynki w ręku. – Może skusisz się? Normalne naboje dla normalnych broni. Dobra okazja.
- Dobrze wiesz, że mam od ciebie cały zapas takiej amunicji. Teraz interesuje mnie co innego. Możesz mi pomóc?
- Oczywiście. Chodźmy na front.
Posłusznie poszedł za Rodrigiem. Tam do kramu ustawiła się już mała kolejka chętnych
na akcesoria.
- Pomóż mi trochę, co? Rodrigo umie się odwdzięczać.
Zgodził się, bo jaki miał wybór? Obsługiwał klientów stołu z nabojami, wykorzystując swoje doświadczenia ze zbierania własnej kolekcji i zdolności interpersonalne do przekonywania do zakupu i zawyżania cen towarów. Wszystko w granicach normy, rzecz jasna.

Wednesday 10 October 2012

Yet to be named, pt22


'Yes. No. No, but...', he fell silent, putting the pieces of information together through the hazy mists of his tired mind. 'Iknow there is a route to the Reaches, and that's it. Thanks for filling me in.'
They passed a small cottage just a few meters away from the road. Its owner was a little further away, tending to his crops, just like numerous others all around. The sun was still high but already descending from its throne at the top of the skies. They day was pretty - not a single cloud concealed the blueness of heavens.
That promised a good day. The horse went through the open gate and into the city.
Alvaren may not have paid much attention last night, but now he looked around, curious. Large, even cobbles coupled with hooves made quite a noise after the dirt trail, but it was soon dwarfed by the city's sounds. People and carriages moved in every direction. Here and there, small groups of townsmen chatted away, paying no heed to anything. Shops were wide open with all kind of glittering goods for sale - clothes, armor, food, tools - literally everything.
Not all was well and good, though. A worrying number of people gave them harsh, intolerant looks. That could mean trouble.
Which didn't promise a good day.
Shirral, seeming uncaring, kept looking around until they reached one of numerous junctions and entered a side alley. It was a littile smaller, but crowded with people going after their business. At least they didn't give them looks. Or they didn't have time for that.
Further down the alley was an enormous inn. It had its own courtyard, surrounded from three sides by the building shaped after a horseshoe. And a tall building at that - except for one of the sides, it was three floors high. The wall were clean and decorated, the sign showing a bear- "The Wild Bear", it was called - seemed freshly installed, even the roof tiles appeared to gleam in the afternoon sun. The stable was like any other. Alvaren goto ff the horse with some help and waited while Shirral led their mount to a free stall and took off its load. She hung the saddle on a peg and came out with the sacks. He shot her a puzzled look.
'I don't trust the people around here', she answered the unspoken question.
'It's the ears', he pointed out.
'Exactly.'

Dziesięć żądeł, pt15


Coś przyszło mu do głowy. Już wiedział, do kogo pójść po informacje. Przesuwał się powoli
w gąszczu kramów i przechodniów, niemal w ogóle nie zwracając uwagi na eksponowane towary. Ilość ludzi była naprawdę nieprzeciętna. Zazwyczaj można było spokojnie i bez przeciskania się dojść do swojego celu. Dzisiaj pełne były i stragany, i przejścia pomiędzy nimi.
Wreszcie dotarł jednak do całkiem sporego kramu pełnego akcesoriów i dodatków do broni. Na stołach leżały doczepiane latarki, bagnety, celowniki, pojemniki na magazynki, nawet małe butelki na napoje energetyczne. Zawieszone na sznurkach z poprzeczki podtrzymującej brezentowy dach wisiały różnej długości i grubości szyny i tłumiki. Na tylnej ścianie wisiała koralikowa zasłona prowadząca do zaplecza. Wiedział, że tam trzymane były najciekawsze (i nie do końca bezpiecznie) towary: granatniki, celowniki snajperskie, maczety, granaty zwykłe i specjalistyczne, nawet broń. Raz widział, jak handlarz przyniósł stamtąd wyrzutnię rakiet. Kilku gapiów aż uciekło. Sam kramarz obsługiwał właśnie kilku mężczyzn w skórze. Stali przy stoli z dekorowanymi nabojami, ulubionym Owena.
Podszedł do nich. Klienci mieli długie włosy oraz brody i nosili ciemne okulary. Na pewno przyjechali na motorach, ale tych nigdzie nie było widać. Nie żeby było dla nich miejsce w tym tłoku.
Oglądali bardziej wyzywające rzeźbienia. Wybór tych był bardzo duży i stanowił znaczną część zbytu nabojów z tego straganu. On starał się trochę wyrównać balans i wybierał niemal wyłącznie
te z poprawnymi etycznie dekoracjami. Ale każdy mężczyzna potrzebował czasem sobie odpuścić.
Brodacze kiwnęli głowami, zapłacili paroma pomiętymi banknotami i po kolei uścisnęli rękę handlarza. Ten dał im mały woreczek i rozeszli się. Owen podszedł do stołu. Krępy sprzedawca wyraźnie się ucieszył na jego widok.
- Owen! Co Rodrigo może dla ciebie zrobić?
- Witaj, Rodrigo – oparł się o stół. – Słuchaj, mam do ciebie delikatną sprawę. Możemy...? – Skinął głową w kierunku zaplecza.
- Oczywiście. Zapraszam.
Weszli na tyły kramu. Było tam pełno różnych rozmiarów skrzyń i leżących luźno towarów oraz małe składane łóżko z biurkiem pełnym drobiazgów i szpargałów. Pojemność tego miejsca, niewiele większego od frontowej części sklepu, była wprost zadziwiająca i na swój sposób rozpraszająca.
Na łóżku leżała strzelba bojowa i kilka rewolwerów. Podniósł jeden z nich i obejrzał żłobienia na jego powierzchni. Była to strzała owinięta płomieniami ognia. Całość oczywiście bez kolorów.
- Ładna broń – odłożył rewolwer na swoje miejsce. – Ale przyszedłem tu po coś innego. Pamiętasz ten niebieski nabój, który mi sprzedałeś przedwczoraj?
- Oczywiście. Jedyne w swoim rodzaju egzemplarze. Ciężko o nich zapomnieć, a jeszcze ciężej się... rozstać.
- Rozumiem – westchnął. – Ile?

Tuesday 2 October 2012

Sorry, I forgot

I'm away from home tomorrow (school trip) so I won't be able to update tomorrow. Instead, I'll make a big update next Wednesday. So, I'm very sorry, but you'll have to wait until next week for more story.

I'll get you a picture from the trip though. Would you rather see landscapes, nightlife or drunken classmates?