Powoli, w
stałym tempie, światło wpadało do środka, oświetlając jeden z licznych
prototypów doktora. Kokpit. Śmigła. Kadłub. Silniki. Skrzydła.
Całość
prezentowała się tak sobie, jakby doktor zlepił odrzutowiec i helikopter w
jedną maszynę. Wiedział też, że w takich przypadkach nie można oceniać książki
po okładce. Czekał z oceną, aż zobaczy, co to cacko jest w stanie zrobić. Do
helikoptera wsiedli od boku, przez małe przejście jak w samolotach. Kabinę
pilota oddzielała solidna, na oko kompozytowa, płyta. Nikita odsunął ją jednym
ruchem i usiadł po lewej. Prawe siedzenie było znacznie ciaśniejsze przez
zainstalowane w ścianie szafkę i lodówkę.
Szafkę. I.
Lodówkę.
Pilot
otworzył ją i wyciągnął butelkę wódki i laskę kiełbasy. Wyciągnął obie do
Owena.
-
Częstujcie się! Co moje, to i twoje! - Zaśmiał się.
Ułamał
kawałek kiełbasy, ale podziękował za alkohol. Wolał mieć czystą głowę na czas
misji.
- No, jak
nie twoje, to moje - odkręcił zakrętkę i pociągnął łyk. Drugi. Trzeci.
Postanowił
nie kwestionować jego sposobu działania. Wrzucił mięso do ust. Obejrzał się za
siebie. Wzdłuż jednego brzegu kadłuba były zwykłe, małe ławeczki. Mniej więcej
w ich połowie leżał czarny jak reszta zbroi hełm. Wyglądał tak, jak wcześniej -
jak u właściciela motocykla sportowego. Zmiany i tak musiał przetestować w
terenie.
Po drugiej
stronie zainstalowano łóżka, a raczej zielone materace uchodzące za łóżka.
Ciekawy pomysł. Mogły się przydać.
To było
nieistotne pytanie. Na przednim łóżku leżał jego karabin. Podniósł go i
obejrzał dokładnie z każdej strony. Znowu, od zewnątrz wydawał się
niezmieniony. Wycelował nim w tył helikoptera. Leżał tak samo. Doktor wiedział,
co robi.
Maszyna
ruszyła do przodu. Stracił równowagę i odzyskał ją, uderzając plecami o tylną
klapę helikoptera. stęknął, tracąc dech w piersi.
-
Uważajcie, towarzyszu, ruszamy stąd! - Zawołał Nikita.
-
Zauważyłem, dzięki - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Usiadł na łóżku, obok
położył karabin. - Ile czasu zajmie nam dotarcie do celu?
-
Niedługo, zaraz będziemy, tylko chwila!
Jak on
miał to zinterpretować?
Wyglądnął
przez lusterko. Wyjechali z hangaru na otwarty teren. Pracownicy lotniska
przestali zajmować się swoją robotą i przyglądali się startującej maszynie. Co
było takiego niezwykłego w helikopterze? No, był zrobiony przez doktora, to
fakt, ale oni o tym nie wiedzieli. Chyba.
Silniki
sprawnie budziły się ze snu, coraz bardziej i bardziej hałasując. Śmigła
ruszyły z miejsca, przyspieszając i zagłuszając silniki. czy to powinno chodzić
tak głośno?
Zerknął na
drzwi helikoptera. Były otwarte. Nikita musiał o tym zapomnieć. Wstał i szybko
je zamknął.
W środku
zrobiło się wręcz cicho. Kadłub musiał być dźwiękoszczelny. Z pewnością
uprzyjemniało to podróż, ale jaki wpływ miało na użyteczność? Tyle nowych
rzeczy do obejrzenia. Wrócił na łóżko i pozycję przy oknie. Odczepili się od
ziemi. Lecieli wyżej i wyżej. A ludzie na dole dalej się gapili. Nie chodziło
im o otwarte drzwi, więc o co? Ruszyli naprzód. W tempie właściwym
helikopterowi. Dotarcie na miejsce zajmie wieki i kilka przystanków! Co doktor
sobie myślał? Wysokość kilkuset metrów nad ziemią nie oznacza jeszcze szybkiego
transportu.
No comments:
Post a Comment