Showing posts with label 33. Show all posts
Showing posts with label 33. Show all posts

Wednesday, 27 February 2013

Dziesięć żądeł, pt33


No, może nie przedstawiciel kopytnych, ale takie odniósł wrażenie.
Całkiem spory, ale nie gruby człowiek z przekrwionymi oczyma i całkowicie niezadbanym, wielodniowym zarostem. Na głowie miał czapkę wyglądem - i może wiekiem - jak u radzieckiego czołgisty, skórzaną, brudną i naciągniętą na zapuszczoną fryzurę. Ubranie mógł równie dobrze ściągnąć z jakiegoś bezdomnego. No, chociaż nie było podarte. Ale brud był okropny. Tak jak toksyczna mieszanka dymu papierosowego i wódki, która wyszła z jego ust, gdy się odezwał.
- Towarzysz Owen? - Rzucił rześko. - Miałem po ciebie przyjść, z polecenia pana doktor. Gotowy do drogi? To ruszaj, i w dół!
Nie czekał na odpowiedź. Nie żeby był w stanie coś z siebie wykrztusić po takim wejściu. Z osłupienia wyrwał go dopiero trzask zamykanych drzwi do klatki schodowej. Porwał plecak, zamknął drzwi do mieszkania i niemal zleciał ze schodów na zewnątrz. Tam rozejrzał się za Nikitą. Wsiadał właśnie do zielonej taksówki stojącej przy drodze, biegnącej koło bloku. Pobiegł za nim i wsiadł, tak jak on, na tył samochodu.
- Na lotnisko, towarzyszu, pokażę gdzie! - Krzyknął na taksówkarza i rozsiadł się na dwóch miejscach.
Auto ruszyło, a Owen przyciśnięty do drzwi patrzył, jak odsuwa się w dal jego osiedle, przewija się wciąż zamknięta strzelnica, w oddali, między budynkami, przebija się willa.
Przez chwilę widział nawet wieżę kościoła, którego cmentarz odwiedził wczoraj w nocy. Słowem, szybkie podsumowanie wydarzeń.
A za nim...
No waśnie, za nim był przepity gość, który miał go dowieźć w jednym kawałku na dwa przeciwległe końce świata. W helikopterze. Prototypowym.

Thursday, 27 December 2012

Yet to be named, pt33


What happened here? It was almost pitch black due to the only source of leight being moonlight seeping through firing holes in the front wall, but he could make out two guards sitting by a table and being dead asleep. Or dead. Or not. Their chests moved steadily as they breathed slowly. But where was Shirral?
He moved a step forward, trying to see through the darkness. She should be near the opening mechanism, but he couldn't see that either.
Oh. It was between the guards, a large wheel with pegs around it to allow for a steadfast grip. So she should be....
She was curled up in a ball at their feet. What? He nudged her. Nothing. He shook her. Also nothing. Was she even alive? Yes. She breathed and appeared to be just sleeping. He let out a sigh of relief. It was pre-emptive, given the situation, but still. Why was she asleep in the first place? he shook her again, slightly stronger. Nothing again. He yawned.
What?
How come? He felt rested just moments ago, and running for your life certainly doesn't make you sleepy. Something dark and evil was in play here. He had to get her out and back onto the horse. And hope that he could ride it. Because that was uncertain. He cursed. That just reminded him of his leg once again.