Coś przyszło mu do głowy. Już wiedział, do kogo pójść
po informacje. Przesuwał się powoli
w gąszczu kramów i przechodniów, niemal w ogóle nie zwracając uwagi na eksponowane towary. Ilość ludzi była naprawdę nieprzeciętna. Zazwyczaj można było spokojnie i bez przeciskania się dojść do swojego celu. Dzisiaj pełne były i stragany, i przejścia pomiędzy nimi.
w gąszczu kramów i przechodniów, niemal w ogóle nie zwracając uwagi na eksponowane towary. Ilość ludzi była naprawdę nieprzeciętna. Zazwyczaj można było spokojnie i bez przeciskania się dojść do swojego celu. Dzisiaj pełne były i stragany, i przejścia pomiędzy nimi.
Wreszcie dotarł jednak do całkiem sporego kramu pełnego
akcesoriów i dodatków do broni. Na stołach leżały doczepiane latarki, bagnety,
celowniki, pojemniki na magazynki, nawet małe butelki na napoje energetyczne.
Zawieszone na sznurkach z poprzeczki podtrzymującej brezentowy dach wisiały
różnej długości i grubości szyny i tłumiki. Na tylnej ścianie wisiała
koralikowa zasłona prowadząca do zaplecza. Wiedział, że tam trzymane były
najciekawsze (i nie do końca bezpiecznie) towary: granatniki, celowniki
snajperskie, maczety, granaty zwykłe i specjalistyczne, nawet broń. Raz
widział, jak handlarz przyniósł stamtąd wyrzutnię rakiet. Kilku gapiów aż
uciekło. Sam kramarz obsługiwał właśnie kilku mężczyzn w skórze. Stali przy
stoli z dekorowanymi nabojami, ulubionym Owena.
Podszedł do nich. Klienci mieli długie włosy oraz brody
i nosili ciemne okulary. Na pewno przyjechali na motorach, ale tych nigdzie nie
było widać. Nie żeby było dla nich miejsce w tym tłoku.
Oglądali bardziej wyzywające rzeźbienia. Wybór tych był bardzo duży i
stanowił znaczną część zbytu nabojów z tego straganu. On starał się trochę
wyrównać balans i wybierał niemal wyłącznie
te z poprawnymi etycznie dekoracjami. Ale każdy mężczyzna potrzebował czasem sobie odpuścić.
te z poprawnymi etycznie dekoracjami. Ale każdy mężczyzna potrzebował czasem sobie odpuścić.
Brodacze kiwnęli głowami, zapłacili paroma pomiętymi banknotami i po
kolei uścisnęli rękę handlarza. Ten dał im mały woreczek i rozeszli się. Owen
podszedł do stołu. Krępy sprzedawca wyraźnie się ucieszył na jego widok.
- Owen! Co Rodrigo może dla ciebie zrobić?
- Witaj, Rodrigo – oparł się o stół. – Słuchaj, mam do ciebie
delikatną sprawę. Możemy...? – Skinął głową w kierunku zaplecza.
- Oczywiście. Zapraszam.
Weszli na tyły kramu. Było tam pełno różnych rozmiarów skrzyń i
leżących luźno towarów oraz małe składane łóżko z biurkiem pełnym drobiazgów i
szpargałów. Pojemność tego miejsca, niewiele większego od frontowej części
sklepu, była wprost zadziwiająca i na swój sposób rozpraszająca.
Na łóżku leżała strzelba bojowa i kilka rewolwerów. Podniósł jeden z
nich i obejrzał żłobienia na jego powierzchni. Była to strzała owinięta
płomieniami ognia. Całość oczywiście bez kolorów.
- Ładna broń – odłożył rewolwer na swoje miejsce. – Ale przyszedłem tu
po coś innego. Pamiętasz ten niebieski nabój, który mi sprzedałeś przedwczoraj?
- Oczywiście. Jedyne w swoim rodzaju egzemplarze. Ciężko o nich
zapomnieć, a jeszcze ciężej się... rozstać.
- Rozumiem – westchnął. – Ile?
No comments:
Post a Comment