Znów nie mając dużego wyboru, schował zawiniątko do kieszeni, przy
okazji macając zawartość, – wyczuł drobny łańcuszek i coś większego, twardego,
jak kamyk – założył kaptur i pobiegł w prawo, unikając kałuż i szukając
budynku. Puste stragany skłoniły go do refleksji. Jeszcze przed chwilą to
miejsce było zatłoczone i pełne życia, a taka drobnostka jak deszcz przegoniła
stąd wszystkich, zostawiając tylko jego, wszechobecne kałuże i rdzewiejące
szkielety kramów – wytrwałych, pozostałości „ataku” na ludzi, i pozostawione
szczątki cywilizacji. Oto, jak prosto i szybko można zniszczyć ludzkość.
Otrząsnął się z mrocznych wizji wojny i zniszczenia zbliżając się do
starego budynku z właśnie siedmioma oknami frontowymi. Czas wywarł na nim swoje
piętno – z dwupiętrowej kamieniczki odpadło wiele tynku, same okna były stare i
był prawie pewien, że przez dach przecieka woda. Całość sprawiała wrażenie
rudery, jakby w każdej chwili mogła się zawalić.
Niebo rozświetliła błyskawica, dodając do efektu niczym z horroru.
Owen się tym nie przejął Podbiegł do daszku nad wejściem, westchnął z otuchą i
otrzepał się jak kot. Przez burzę zrobiło się tak ciemno, że przy osłoniętych
drzwiach panował półmrok. Nie widział żadnego dzwonka do drzwi, ale zwalił to
na ciemności. Spróbował go wymacać. Żadnego nie znalazł, ale włożył rękę do
przynajmniej dwóch pajęczyn. Zrezygnowany i lekko obrzydzony zwyczajnie zapukał
do drzwi.
Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz i czekał. Dalej nic. Zapukał po
raz trzeci, głośniej. I nic. Może spał, albo nie słyszał. Westchnął i zbierał
się do biegu przez deszcz z powrotem do domu. Ta perspektywa jednak nie była
zachęcająca.
Usłyszał przytłumione kroki za sobą. Ktoś w środku szedł do drzwi.
Odgłosy narastały, wreszcie ustały tuż przy drzwiach. Otworzył się jeden zamek.
Drugi. Trzeci. Odsunął się łańcuch. Wreszcie czwarty zamek i drzwi stanęły
otworem.
A za nimi widział ciemność. Pustkę. Spojrzał w dół i zobaczył małego
Żyda.
Nie mógł znaleźć dla niego innego określenia. Wzrostem był na poziomie
jego brzucha. Na pewno był niski z natury, a garbata postura tylko zwiększała
różnicę. Miał bielutkie, długie włosy i brodę, charakterystyczny kapelutek i
czarne szaty. Cała postawa dawała wrażenie słabej i wrażliwej, ale jednak
mądrości. Wypisz, wymaluj Żyd. Nawet pachniał cebulką.
Ale w ogóle nie przypuszczał, że tak się odzywa.
- Czego? Na górę właśnie poszedłem i zaraz się kto dobija. Nie widzi,
że późno?
Nie wiedział co powiedzieć. Taki początek rozmowy był całkowicie
nieoczekiwany. Zamykał i otwierał usta walcząc z zaskoczeniem i gapiąc się na
dziadka.
- No co tak stoi, rozdziawia gębę jak ta krowa? Nie mam na takich
czasu, co przychodzą i tylko mi głowę zawracają. No wyduś to z siebie!
Autentycznie myślał, że gość zaraz go pobije.
Ciekawa, wciagajaca fabuła, choć zakończenie każdej części powinno jeszcze wyraźniej budować napiecie i niepewność co do dalszych losów bohatera.
ReplyDeleteCzęści są za krótkie żeby non-stop budować napięcie, pomijając fakt że to raczej filmowa zagrywka. Chociaż następne naboje powinny stopniowo przyspieszać jeśli chodzi o akcję.
Delete