Wednesday 7 November 2012

Dziesięć żadeł, pt19


Znów nie mając dużego wyboru, schował zawiniątko do kieszeni, przy okazji macając zawartość, – wyczuł drobny łańcuszek i coś większego, twardego, jak kamyk – założył kaptur i pobiegł w prawo, unikając kałuż i szukając budynku. Puste stragany skłoniły go do refleksji. Jeszcze przed chwilą to miejsce było zatłoczone i pełne życia, a taka drobnostka jak deszcz przegoniła stąd wszystkich, zostawiając tylko jego, wszechobecne kałuże i rdzewiejące szkielety kramów – wytrwałych, pozostałości „ataku” na ludzi, i pozostawione szczątki cywilizacji. Oto, jak prosto i szybko można zniszczyć ludzkość.
Otrząsnął się z mrocznych wizji wojny i zniszczenia zbliżając się do starego budynku z właśnie siedmioma oknami frontowymi. Czas wywarł na nim swoje piętno – z dwupiętrowej kamieniczki odpadło wiele tynku, same okna były stare i był prawie pewien, że przez dach przecieka woda. Całość sprawiała wrażenie rudery, jakby w każdej chwili mogła się zawalić.
Niebo rozświetliła błyskawica, dodając do efektu niczym z horroru. Owen się tym nie przejął Podbiegł do daszku nad wejściem, westchnął z otuchą i otrzepał się jak kot. Przez burzę zrobiło się tak ciemno, że przy osłoniętych drzwiach panował półmrok. Nie widział żadnego dzwonka do drzwi, ale zwalił to na ciemności. Spróbował go wymacać. Żadnego nie znalazł, ale włożył rękę do przynajmniej dwóch pajęczyn. Zrezygnowany i lekko obrzydzony zwyczajnie zapukał do drzwi.
Nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz i czekał. Dalej nic. Zapukał po raz trzeci, głośniej. I nic. Może spał, albo nie słyszał. Westchnął i zbierał się do biegu przez deszcz z powrotem do domu. Ta perspektywa jednak nie była zachęcająca.
Usłyszał przytłumione kroki za sobą. Ktoś w środku szedł do drzwi. Odgłosy narastały, wreszcie ustały tuż przy drzwiach. Otworzył się jeden zamek. Drugi. Trzeci. Odsunął się łańcuch. Wreszcie czwarty zamek i drzwi stanęły otworem. 
A za nimi widział ciemność. Pustkę. Spojrzał w dół i zobaczył małego Żyda.
Nie mógł znaleźć dla niego innego określenia. Wzrostem był na poziomie jego brzucha. Na pewno był niski z natury, a garbata postura tylko zwiększała różnicę. Miał bielutkie, długie włosy i brodę, charakterystyczny kapelutek i czarne szaty. Cała postawa dawała wrażenie słabej i wrażliwej, ale jednak mądrości. Wypisz, wymaluj Żyd. Nawet pachniał cebulką.
Ale w ogóle nie przypuszczał, że tak się odzywa.
- Czego? Na górę właśnie poszedłem i zaraz się kto dobija. Nie widzi, że późno?
Nie wiedział co powiedzieć. Taki początek rozmowy był całkowicie nieoczekiwany. Zamykał i otwierał usta walcząc z zaskoczeniem i gapiąc się na dziadka.
- No co tak stoi, rozdziawia gębę jak ta krowa? Nie mam na takich czasu, co przychodzą i tylko mi głowę zawracają. No wyduś to z siebie!
Autentycznie myślał, że gość zaraz go pobije.

2 comments:

  1. Ciekawa, wciagajaca fabuła, choć zakończenie każdej części powinno jeszcze wyraźniej budować napiecie i niepewność co do dalszych losów bohatera.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Części są za krótkie żeby non-stop budować napięcie, pomijając fakt że to raczej filmowa zagrywka. Chociaż następne naboje powinny stopniowo przyspieszać jeśli chodzi o akcję.

      Delete