Wednesday 14 November 2012

Dziesięć żądeł, pt20


- Dzień dobry, przyszedłem coś od pana odkupić i...
- Pana! Odkupić! Dobre sobie! Ja nic nie sprzedaję, nie kupuję, nic! A teraz wara!
- Rodrigo twierdził inaczej... – zdołał wydusić zanim drzwi zamknęły się z hukiem tuż przed jego nosem.
I znowu się otworzyły.
- Rodrigo, hę? Powinien uważać, jaki motłoch tutaj zaprasza. Ja nie prowadzę tu żadnego hotelu żeby każdego po kolei z ulicy zapraszać. Wejdzie i zamknie drzwi może wreszcie? Przeciąg tylko robi i ledwo się odezwie – Żyd podreptał z powrotem do ciemnego środka. Owen posłusznie spełnił jego polecenia i podążył za nim. Ściągnął kaptur. W środku przecież nie padało.
Niemal natychmiast ogarnął go silny zapach stęchlizny. Ten przeciąg jednak by się przydał. A oświetlenie jeszcze bardziej. Jedyne światło dochodziło z otwartych drzwi na końcu korytarza, przez które właśnie przeszedł starzec.
Wspomnienie o Rodrigu może nie było najmądrzejszym posunięciem, ale przynajmniej dostał się do środka. Poza tym, wyglądało na to, że się znają, więc może nie będzie miał o to pretensji. I skąd mógł wiedzieć, że staruch będzie taki rezolutny?
Był wielce ciekaw, jakie skarby sprzedaje tajemniczy człowieczek. Jeszcze kilka kroków i....
W przejściu stanął jak wryty. Widok odjął mu mowę i stał, gapiąc się na pokój.
Nie za bardzo wiedział, czego się spodziewać, jednak na pewno nie tego. Pokój był raczej mały, odpowiedni dla tego typu budynków. Na tym kończyły się podobieństwa do ruder.
Pomieszczenie pełne było różnorakich skarbów. Naprzeciwko wejścia stała meblościanka pełna malutkich szuflad. Mógł się tylko domyślać, co zawierały, a reszta dawała do myślenia. Przed meblościanką stał mały ołtarzyk ze złotą Menorą, jakąś księgą i paroma pojedynczymi świecami. Po swojej prawej miał prawdziwie banalny kufer pełen złota i innych błyskotek. Nad nim, na kilku półkach błyszczały różnego rozmiaru puchary i kielichy. Dalej, w kącie, stała komoda, zza przeszklonych drzwiczek zdradzająca porcelanową zastawę jako zawartość. Następny był zegar wysoki niemal do sufitu, z wymyślnie wykończonymi wskazówkami i wahadłem wysadzanym kamieniami szlachetnymi. Na środku, pod ogromnym, rozłożystym żyrandolem siedział przy stole Żyd, skrobiąc coś w grubej księdze. Na przeciwległym końcu, trochę psując kompozycję, wisiał duży telewizor naścienny, z puchowymi kanapami i małym stolikiem na kawę. Całość dopełniały wszechobecne i różnych wzorów oraz wymiarów dywany i obrazy. Nie było skrawka podłogi bez dywanu i ściany bez działa sztuki.
Opanował się i siadł na wolnym krześle. Jak na razie wszystko, czego doświadczył, mocno go zaskoczyło. Przepych bił w niego niezależnie od tego, gdzie skierował wzrok. Nieważne, jakim ten dziadek był handlarzem, nie mógł  tyle zarobić na banalnym kramarstwie. Musiał coś ukrywać. Chciał wiedzieć co, ale nie mógł go po prostu zapytać. Cała sytuacja wydawała się mu bardzo niekomfortowa, więc postanowił jak najszybciej dobić targu i wrócić do siebie. Nawet ulewny deszcz wydawał mu się teraz przyjemny.

No comments:

Post a Comment