Wednesday 21 November 2012

Dziesięć żądeł, pt21


- No co tak siedzi, milczy i się gapi? Przyszedł handlować, niech handluje, a nie czas mi zajmuje i nic nie osiąga – głos Żyda wyrwał go z rozmyślań. I dobrze.
- Zgoda. Więc powiem krótki. Wiem, że jest pan w posiadaniu pewnego niebieskiego naboju. ten nabój chciałbym od pana odkupić.
- Niebieski nabój! A to nie wie, że kolorowe są tylko zabawki dla dzieci, a nie naboje! – Zbulwersował się handlarz, wyrzucając ręce w górę.
- Właśnie niebieski. wiem, że go pan ma i chcę go odkupić – powtórzył spokojnie Owen.
- No niech mu będzie, uparty jak osioł i się jeszcze przymila – dziadek wstał i podreptał do meblościanki, wyciągając pęk kluczy. Otworzył jedną ze środkowych szufladek i wyciągnął towar. Wyglądał tak, jak pozostałe. Serce Owena aż zabiło szybciej.
- O ten właśnie mi chodzi – powiedział.
- No przecież wiem, że ten! – Odkrzyknął mu staruch. – Jeszcze kolory rozróżniam! Ci ludzie w dzisiejszych czasach, całkowity brak szacunku dla starszych. I jeszcze się buntują, jak się im pokazuje, że źle robią i poprawia. Ej, źle się dzieje, oj źle – marudził, wracając do stołu. – A co ma w zamian za to? – Zapytał.
- Mam takie małe cudo – odparł, wyciągając zawiniątko Rodriga i przesuwając je po stole w kierunku Żyda. Ten jakby od niechcenia podniósł pakunek i rozwinął papier, wyciągając srebrny wisiorek z dużym szafirem na miejscu medalika. Nic dziwnego, że nie mógł tego sprzedać. Na pewno nie przychodzili do niego chętni na coś takiego.
Przynajmniej się mu podobał. Chyba. Oglądał go z lekko otwartymi ustami, trzymając łańcuszek tuż przy oczach.
- Jest wart zdecydowanie więcej niż nabój – zauważył lekko zaskoczony tym faktem Owen. Chociaż wiedział, że nie będzie to aż tak proste.
- Ładny, ładny, nawet duży... – mruczał do siebie Żyd, oceniając biżuterię. Owen cierpliwie czekał na werdykt. Zegar odtykał dobre parę minut, zanim wisiorek wrócił do opakowania.
- Za mało za nabój – stwierdził krótko.
- Co? – Padło równie krótkie pytanie.
- No jak to co? No jak to co!? Za mało! Przynosi mi tu takie małe coś, chce w zamian takie rzadkie i jeszcze się dziwi, że nie dostaje? I jeszcze gada jak z obory, a do bogactwa się pcha! Co za ludzie, co za świat!
Gadanina zaczynała wytrącać go z równowagi. Z takim podejściem powinien mu dopłacić do naboju, a nie jeszcze narzekać. Szybko się opanował i zaczął:
 - Na pewno nie za mało. To tylko nabój, o wartości tylko dla kolekcjonerów. Takich, wnosząc po wystroju, wiele tu nie przychodzi, bo raczej nie grzeszą dużym majątkiem. Naszyjnik natomiast kupi dużo więcej osób i za jeszcze większą cenę, z której podbiciem nie będzie pan miał problemu. Zyskamy na tym obaj.
Dziadek uważnie go słuchał, a gdy skończył, chytrze się uśmiechnął.
- No, czyli jak chce, to nie jest taki głupi. Szkoda tylko, że nie chce – zaśmiał się cicho. – Niech będzie, że ma rację. Wisiorek za nabój, żeby to ojciec widział... świat schodzi na psy, mówię! – Trajkotał, zawijając z powrotem naszyjnik i podając Owenowi upragniony czwarty nabój. Ten wziął go, uścisnął starą rękę i podniósł się, gotów do wyjścia i zadowolony ze swojego sukcesu. Liczył, że starzec go odprowadzi, on jednak wrócił do swojej księgi i nie zwracał uwagi na otoczenie.
- To ja pana zostawię. Do widzenia – rzucił.
- Tak, tak, niech zamknie drzwi – wymamrotał Żyd nawet nie podnosząc wzroku.
Owen wzruszył ramionami i wyszedł przez ciemny korytarz na zewnątrz, ostrożnie zamykając drzwi. Nadal lało jak z cebra. Westchnął zrezygnowany, założył kaptur i pobiegł do domu ściskając w dłoni nabój.

No comments:

Post a Comment