Wednesday 19 December 2012

Dziesięć żądeł, pt25


Wznowił skanowanie dwóch pozostałych pocisków, ściągnął komputerek z przedramienia i udał się do szafy. Wyciągnął z niej czarny kostium z włókna węglowego, ten „śmieszny strój”, o którym mówiła Paulina. Zbroja na miarę naszych czasów, odporna i stylowo czarna. Dobra do operacji pod przykrywką w nocy, gdy nie widać jej z dwóch metrów. Warunki na nią były idealne. Założył ją i kilkoma ćwiczeniami rozciągającymi sprawdził, czy dobrze leży. Niestety nie miał do niej hełmu, który przechodził właśnie modernizację w rękach doktora. Zamiast tego z szuflady biurka wyjął mały noktowizor i schował go do wewnętrznej kieszeni razem z komórką. Założył z powrotem komputerek na przedramię. Ze schowka wyciągnął futerał ze swoim pistoletem. Objerzał go, zastanawiając się, czy się przyda. Doszedł do wniosku, że tak. Otworzył futerał i obejrzał broń. Byłą czysta i bez uszkodzeń. Wyciągnął magazynek. Pełny. Z innej szuflady buirka wygrzebał tłumik i zakręcił go u wylotu lufy. Załadował na powrót broń i włożył do kabury przy pasie. Kolejne dwa magazynki weszły do małego pojemnika na prawym przedramieniu. Na wszelki wypadek.
                Wypakował wszystko z plecaka i spod łóżka wrzucił doń linkę z hakiem. Wrzucił też apteczkę z szafy i parę staromodnych wytrychów z biurka. Znowu schylił się i sięgnął pod łóżko po dwa granaty dymne i zatknął je za pas.
                Czuł się gotowy. Wypił jeszcze na szybko przedostatni jogurt z lodówki, pogasił światła i wyszedł. Tu zaczynały się schody - z mieszkania w dół, oczywiście, ale też do pozostałych nabojów. Przynajmniej nie mieszkał daleko od cmentarza, i tam postanowił się udać. Na pewno będzie też prościej niż włamać się do willi biznesmena.
                Chociaż z drugiej strony czekała na niego walka z własnymi słabościami.
                Mimo wszystko szedł żwawym krokiem, mijając po drodze parę osób cieszących się spacerem po oświetlonych ulicach albo idących w sobie tylko znanych celach. Nikt nie poświęcał mu wiele uwagi, a w miarę oddalania się od bardziej centralnych części miasta ruch malał.
                Wreszcie dotarł do ciemnej połaci cmentarza. Latarnie uliczne świeciły się wzdłuż całej drogi, ale światło zdawało się nie przenikać kratowanego ogrodzenia, ukazując tylko groby najbliższe brzegu.
                Znalazł bramę wejściową. Tam z racji braku zasłaniających grobów oświetlone było kilka metrów żwirowej ścieżki. Sama brama była jednak zamknięta. Rozejrzał się. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Szybko wdrapał się na ogrodzenie i przeskoczył na drugą stronę. 

No comments:

Post a Comment