I tak podejrzane. Schował
nabój do wewnętrznej kieszeni i z bronią w gotowości wyszedł na korytarz.
Cysto. Zerknął na dół. Dalej nic. Schował pistolet. Krok po kroku ,stopień po
stopniu zszedł na dół. Dobiegły go odgłosy szamotaniny płynące z oświetlonego
pokoju. Coś było nie tak. Zakradł się do pomieszczenia i nie do końca uwierzył
w to, co zobaczył.
Jakiś inny włamywacz dusił ochroniarza kablem. Ten był już siny i widać
było, że długo nie pociągnie.
Nagle instynkt wziął górę.
Wyrzucił lewy łokieć do tyłu, trafiając napastnika za nim w brzuch. Ten wygiął
się pod wpływem uderzenia i wystawił na kolejne, tym razem prawy sierpowy z
obrotu. Dalej stał na nogach choć zaskoczenie wciąż było po stronie Owena.
Zaserwował słabszy cios z lewej, wyszarpując pistolet z kabury.
Odsunął się na krok, stając w
świetle, strzelił napastnikowi w nogę, definitywnie wyłączając go z rozgrywki,
obrócił się, trafił w plecy mężczyznę duszącego strażnika i rzucił się do
ucieczki przez salon.
Zaraz za rogiem korytarza
czaił się kolejny przestępca - dosłownie wybity z rytmu przez trafienie pod
szczękę - a z kuchni leżącej po przeciwnej stronie pokoju wybiegł jeszcze
jeden.
Ten był już lepiej
przygotowany. Pistolet od razu powędrował z kabury do przodu. Owen zanurkował za
kanapę tuż przed trzema strzałami. Głośnymi strzałami. Nie miał tłumika. o było
słychać z daleka. Na pewno ochroniarze włączą alarm.
Podniósł się zza kanapy i
wystrzelił w ramię włamywacza. Ten krzyknął i padł na ziemię. Nie tracąc czasu
ruszył do wyjścia.
Syrena alarmowa zawyła
dokładnie, gdy otworzył drzwi. W paru miejscach rozległy się strzały. Wszystkie
światła włączyły się, całkowicie oświetlając teren willi. Nie było mowy o
chowaniu się. Musiał przebiec przez całość aż do krzaków w kącie. Wziął głęboki
oddech, rozejrzał się po raz ostatni i ruszył do celu.
Chyba nikt go nie widział.
Strzelanina za jego plecami nasilała się. Słyszał nawet karabiny szturmowe.
Karabiny szturmowe?
Ochroniarze takich nie mają.
Kto próbuje zdobyć te naboje?
Na pewno ktoś z pokaźnym wsparciem, przestępczym lub rządowym. To mogło
stanowić problem.
Kilkanaście metrów od krzaków
usłyszał świst pocisku tuż obok siebie. Prawie potknął się z wrażenia, ale
zachował równowagę i jeszcze przyspieszył. Dopadł krzaków, wskoczył między nie
i doczołgał się do murku. Dookoła niego lądowały pociski, zrywając liście i
wyrzucając w powietrze grudki ziemi. Leżał skulony i zasłaniał oczy, czekając
na przerwę w ostrzale. Ta nareszcie nastąpiła - karabin przerwał swoją
śmiercionośną serię, głośnym klikaniem domagając się nowego magazynka.
Nie czekał, aż oprych go
załaduje. Wyturlał się spod krzaków, podniósł się na kucki i oddał dwa strzały.
Jeden trafił w nogę. Stojący
w połowie zbocza mężczyzna upadł, krzycząc i zsuwał się z górki. Skąd on wyskoczył,
że zdołał się tak szybko zbliżyć?
Nie tracił więcej czasu.
Wskoczył na murek. Jak on to zrobił bez linki? Adrenalina, zapewne. Wylądował
na chodniku przed posesją i kontynuował ucieczkę w kierunku miasta. Już za
zakrętem ponownie wskoczył w krzaki, słysząc nadjeżdżającą policję. Tym razem
na pewno by go zamknęli. A z taką konkurencją do pozostałych nabojów nie miał
czasu na opóźnienia.
Gdy minęły go trzy radiowozy
i transporter, wrócił na drogę i dalej biegł.
Na bieganiu minęło jeszcze
dużo czasu. Dopiero, gdy miał już przed oczami swoje osiedle zwolnił tempo do
chodu. Niebo zaczynało szarzeć pod wpływem wschodzącego słońca. U progu
mieszkania opanował wreszcie oddech. Zamknął za sobą drzwi i upadł w pełnym
rynsztunku na łóżko. Nie miał siły nawet na sprawdzenie skanowania.
Obudził się chyba koło
południa z bolącym ramieniem i szyją. Ramię bolało od uników willi, a szyję
zawdzięczał okropnej pozycji do spania. Ze stękaniem usiadł i pomasował
zdrętwiały kark. Przetarł oczy i ściągnął z siebie rynsztunek. Zbroję rzucił
niedbale na łóżko. Wziął krótki prysznic i zaglądnął na Internet, chcąc
sprawdzić, co napisali o włamaniu.
A napisali. Napisali o
strzałach, o bohaterskiej walce ochroniarzy, o rannych i o dwóch martwych
przestępcach. O zniszczeniach, o hałasie, o szczęściu biznesmena, który z
rodziną był na wczasach.
Oraz o trzech uciekinierach,
szukanych przez policję.
Ochrona nie opisała ich
wyglądu, ale policja pewnie i tak miała jakieś podejrzenia. Co oznaczało, że
albo ktoś widział trzech bandytów, albo dwóch i jego. To nie napawało
optymizmem. Powinien się nie wychylać, zwłaszcza w zbroi. Z ostrożnością czy
bez, szykowały się problemy.
Nagle przypomniał sobie o
pozostałych nabojach. Wygrzebał dwa nowe z kieszeni zbroi i przejrzał wyniki.
Trzeci nabój zawierał zdjęcia
i zawiłe dane techniczne jakiejś asteroidy. Przeleciał je szybko wzrokiem, ale
nie wyłapał nic ciekawego.
Czwarty natomiast...
No comments:
Post a Comment