Wednesday 30 January 2013

Dziesięć żądeł, pt29

WIEEEELKI POOOOOST



I tak podejrzane. Schował nabój do wewnętrznej kieszeni i z bronią w gotowości wyszedł na korytarz. Cysto. Zerknął na dół. Dalej nic. Schował pistolet. Krok po kroku ,stopień po stopniu zszedł na dół. Dobiegły go odgłosy szamotaniny płynące z oświetlonego pokoju. Coś było nie tak. Zakradł się do pomieszczenia i nie do końca uwierzył w to, co zobaczył.
Jakiś inny włamywacz dusił ochroniarza kablem. Ten był już siny i widać było, że długo nie pociągnie.
Nagle instynkt wziął górę. Wyrzucił lewy łokieć do tyłu, trafiając napastnika za nim w brzuch. Ten wygiął się pod wpływem uderzenia i wystawił na kolejne, tym razem prawy sierpowy z obrotu. Dalej stał na nogach choć zaskoczenie wciąż było po stronie Owena. Zaserwował słabszy cios z lewej, wyszarpując pistolet z kabury.
Odsunął się na krok, stając w świetle, strzelił napastnikowi w nogę, definitywnie wyłączając go z rozgrywki, obrócił się, trafił w plecy mężczyznę duszącego strażnika i rzucił się do ucieczki przez salon.
Zaraz za rogiem korytarza czaił się kolejny przestępca - dosłownie wybity z rytmu przez trafienie pod szczękę - a z kuchni leżącej po przeciwnej stronie pokoju wybiegł jeszcze jeden.
Ten był już lepiej przygotowany. Pistolet od razu powędrował z kabury do przodu. Owen zanurkował za kanapę tuż przed trzema strzałami. Głośnymi strzałami. Nie miał tłumika. o było słychać z daleka. Na pewno ochroniarze włączą alarm.
Podniósł się zza kanapy i wystrzelił w ramię włamywacza. Ten krzyknął i padł na ziemię. Nie tracąc czasu ruszył do wyjścia.
Syrena alarmowa zawyła dokładnie, gdy otworzył drzwi. W paru miejscach rozległy się strzały. Wszystkie światła włączyły się, całkowicie oświetlając teren willi. Nie było mowy o chowaniu się. Musiał przebiec przez całość aż do krzaków w kącie. Wziął głęboki oddech, rozejrzał się po raz ostatni i ruszył do celu.
Chyba nikt go nie widział. Strzelanina za jego plecami nasilała się. Słyszał nawet karabiny szturmowe.
Karabiny szturmowe? Ochroniarze takich nie mają.
Kto próbuje zdobyć te naboje? Na pewno ktoś z pokaźnym wsparciem, przestępczym lub rządowym. To mogło stanowić problem.
Kilkanaście metrów od krzaków usłyszał świst pocisku tuż obok siebie. Prawie potknął się z wrażenia, ale zachował równowagę i jeszcze przyspieszył. Dopadł krzaków, wskoczył między nie i doczołgał się do murku. Dookoła niego lądowały pociski, zrywając liście i wyrzucając w powietrze grudki ziemi. Leżał skulony i zasłaniał oczy, czekając na przerwę w ostrzale. Ta nareszcie nastąpiła - karabin przerwał swoją śmiercionośną serię, głośnym klikaniem domagając się nowego magazynka.
Nie czekał, aż oprych go załaduje. Wyturlał się spod krzaków, podniósł się na kucki i oddał dwa strzały.
Jeden trafił w nogę. Stojący w połowie zbocza mężczyzna upadł, krzycząc i zsuwał się z górki. Skąd on wyskoczył, że zdołał się tak szybko zbliżyć?
Nie tracił więcej czasu. Wskoczył na murek. Jak on to zrobił bez linki? Adrenalina, zapewne. Wylądował na chodniku przed posesją i kontynuował ucieczkę w kierunku miasta. Już za zakrętem ponownie wskoczył w krzaki, słysząc nadjeżdżającą policję. Tym razem na pewno by go zamknęli. A z taką konkurencją do pozostałych nabojów nie miał czasu na opóźnienia.
Gdy minęły go trzy radiowozy i transporter, wrócił na drogę i dalej biegł.
Na bieganiu minęło jeszcze dużo czasu. Dopiero, gdy miał już przed oczami swoje osiedle zwolnił tempo do chodu. Niebo zaczynało szarzeć pod wpływem wschodzącego słońca. U progu mieszkania opanował wreszcie oddech. Zamknął za sobą drzwi i upadł w pełnym rynsztunku na łóżko. Nie miał siły nawet na sprawdzenie skanowania.
Obudził się chyba koło południa z bolącym ramieniem i szyją. Ramię bolało od uników willi, a szyję zawdzięczał okropnej pozycji do spania. Ze stękaniem usiadł i pomasował zdrętwiały kark. Przetarł oczy i ściągnął z siebie rynsztunek. Zbroję rzucił niedbale na łóżko. Wziął krótki prysznic i zaglądnął na Internet, chcąc sprawdzić, co napisali o włamaniu.
A napisali. Napisali o strzałach, o bohaterskiej walce ochroniarzy, o rannych i o dwóch martwych przestępcach. O zniszczeniach, o hałasie, o szczęściu biznesmena, który z rodziną był na wczasach.
Oraz o trzech uciekinierach, szukanych przez policję.
Ochrona nie opisała ich wyglądu, ale policja pewnie i tak miała jakieś podejrzenia. Co oznaczało, że albo ktoś widział trzech bandytów, albo dwóch i jego. To nie napawało optymizmem. Powinien się nie wychylać, zwłaszcza w zbroi. Z ostrożnością czy bez, szykowały się problemy.
Nagle przypomniał sobie o pozostałych nabojach. Wygrzebał dwa nowe z kieszeni zbroi i przejrzał wyniki.
Trzeci nabój zawierał zdjęcia i zawiłe dane techniczne jakiejś asteroidy. Przeleciał je szybko wzrokiem, ale nie wyłapał nic ciekawego.
Czwarty natomiast...

No comments:

Post a Comment