Żeby wreszcie przełamać niemal 100% angielskiego, tu jest początek mojego opowiadania po polsku. Będzie więcej :)
Młody
mężczyzna z plecakiem wszedł na nowo otwartą sekcję miejskiej strzelnicy.
Położył
go na ławce i rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to duża, prawie stumetrowa hala
ze zautomatyzowanymi celami i trzema grubymi betonowymi blokami absorbującymi wszystkie potencjalne pudła i najcięższe pociski. Teren dostępny dla strzelających stanowił bardzo mały ułamek hali, odgrodzony drewnianym blatem z pojemnikami na naboje. Poza ławkami nie było żadnych innych mebli.
go na ławce i rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to duża, prawie stumetrowa hala
ze zautomatyzowanymi celami i trzema grubymi betonowymi blokami absorbującymi wszystkie potencjalne pudła i najcięższe pociski. Teren dostępny dla strzelających stanowił bardzo mały ułamek hali, odgrodzony drewnianym blatem z pojemnikami na naboje. Poza ławkami nie było żadnych innych mebli.
I poza nim nie było tam nikogo. Wykonał kilka krótkich
ćwiczeń rozciągających, westchnął
i wyciągnął z plecaka części karabinu. Złożenie ich zajęło mu tylko chwilę. Następnie wyjął mały, płócienny woreczek i rzucił go na blat. Podszedł doń, położył obok karabin i oparł się dwoma rękami. Rozsznurował woreczek i wysypał zawartość.
i wyciągnął z plecaka części karabinu. Złożenie ich zajęło mu tylko chwilę. Następnie wyjął mały, płócienny woreczek i rzucił go na blat. Podszedł doń, położył obok karabin i oparł się dwoma rękami. Rozsznurował woreczek i wysypał zawartość.
Wyleciało kilkanaście naboi. Wszystkie były podobnego
kalibru, różniły się tylko zdobieniami. Każdy miał na sobie ornamentacje, jedne
bardziej, drugie mniej dekorowane. Wszystkie były jednak tylko żłobione.
Wszystkie oprócz jednego.
No comments:
Post a Comment